O mnie

Miłośnik wycieczek kolejowych oraz komunikacji miejskiej, który w wolnym czasie podziwia świat zza okna pociągu.

środa, 1 stycznia 2014

Kolej Transsyberyjska 2011-pierwszy narkotyk

 Po kilku latach podróżowania po kraju i zaliczania szlaków kolejowych, urodził mi się pomysł zaliczenia najdłuższego szlaku kolejowego na świecie czyli Kolej Transsyberyjska.Więc musiałem zacisnąć pasa  i zacząłem oszczędzać pieniądze na ten owo szczytny cel :) I tak po roku czasu wybrałem się z pięcioosobową ekipą na przejechanie 9288,8 km koleją po Rosji. Był czerwiec 2011 podróż rozpoczęliśmy od dwu godzinnego przelotu samolotem z Warszawy do Moskwy. Wylądowaliśmy około 10:00 rano w Moskwie, a pociąg mieliśmy dopiero około godziny 20, więc zaczęliśmy całodzienne zwiedzanie stolicy Rosji. Po opuszczeniu lotniska kierowaliśmy się za tłumem żeby się dostać do centrum i tak busem później metrem dotarliśmy w pobliżu placu czerwonego.

 Na placu znajduje się Mauzoleum Lenina gdzie spoczywa wódz ( podczas naszej wizyty nie można było
odwiedzić grobu Lenina ponieważ rozpoczęły się przygotowania do święta narodowego)oraz cerkiew lub inaczej sobór Opieki Matki Bożej zbudowany w latach 1555-60 przez cara Iwana Groznego miała upamiętniać zwycięstwo w wojnie z kazańskimi Tatatrami i zdobycie miasta Kazań. Na sobór składa się osiem oddzielnych cerkwi, symbolizujących osiem dni walk pod Kazaniem. Wszystkie osiem cerkwi (cztery główne i cztery mniejsze) uwieńczone są charakterystycznymi kopułami. Wszystkie cerkwie połączone są wspólną podstawą, obwodowym korytarzem i środkowymi przejściami. Spacerując po najbardziej znanym placu w Rosji ciężko nie zauważyć przepięknych słowiańskich kobiet o nieprzeciętnej urodzie :)
 Przed dotarciem na dworzec Jarosławski zrobiliśmy zakupy do pociągu czyli zupki chińskie jakieś słodycze woda i oczywiście wódeczka :) Przed wejściem do pociągu przy każdym wagonie stoi tzw "prowadnica" czyli konduktorka lub konduktor, który sprawdza bilety oraz dane osobowe. Pierwsze wrażenie po wejściu do pociągu nie zapamiętałem za dobrze czyli niesamowity smród, duszno i najgorsze że okna tylko ledwo co się uchylają. Ale nic...taka jest palckarta,(wagon bezprzedziałowy)  zaraz po odjeździe pociągu dostaliśmy pościel od "prowadnicy" i się rozpakowaliśmy w "przedziale" znajdowały się trzy łózka po prawej i trzy po lewej stronie oraz dwa luki bagażowe pod dolnymi łóżkami, w korytarzu przy oknie również były dwa miejsca do spania czyli ogólnie cały wagon był zintegrowany.W każdym wagonie znajdował się samowar z gorącą wodą, toaleta była zamykana około 30 minut przed wjazdem na stacje i po wyjechaniu z niej. U konduktora można było się zaopatrzyć w zupki chińskie, słodycze oraz fajeczki. Palić można na końcach wagonu czyli przy drzwiach wyjściowych. I tak po odjeździe wybrałem się na papieroska gdzie zaczęła się pierwsza przygoda z Rosjanami, po zauważeniu że jestem obcokrajowcem zaczęli się mnie wypytywać skąd jestem dokąd jadę na początku ciężko się z nimi rozmawiało ale jak wódeczka wkroczyła do akcji to nie było granicy językowej.
  Pierwsza noc w pociągu minęła bardzo szybko tym bardziej że o godzinie 22 gaszone są światła w wagonach i zaczyna się cisza nocna Kolejny dzień i co tu robić, krajobraz za oknem wciąż ponury widok nie wiele się zmienił od czasu wyjechania z Moskwy,zniszczone wioski i zaczynające się lasy Syberii.  Więc wybraliśmy się do wagonu Restauracyjnego "Wars" na obiad. I oczywiście kolejni Rosjanie rozpoczęli rozmowę z nami więc do wieczora czas nam jakoś zleciał a wieczorem po raz kolejny wybrałem się z kolegą do Warsu na piwko:) Podczas delektowania trunkiem zauważyliśmy, że na stołach w wagonie przygotowane są różnego rodzaje dania i po chwili zjawiła się gromada Rosjan dla których ta kolacja była przygotowana. Okazało się że to ta sama grupa, którą poznaliśmy podczas obiadu i pozwolili się nam dosiąść do stolika, a później to już było........

 I tak przez trzy dni mijał dzień za dniem bez większych emocji tylko spokojna jazda i pełen relaks :) W czwarty dzień naszej podróży dotarliśmy do Irkucka miasta leżącego niedaleko słynnego jeziora Bajkał.
  Po południu wysiedliśmy na dworcu i po krótkiej rozmowie z kobietą z kiosku która wytłumaczyła nam jak się dostać w miejsce naszego noclegu przejechaliśmy tramwajem do wcześniej zarezerwowanego hostelu, aby się w końcu dokładnie umyć i ogarnąć po pociąg. Czasu na odpoczynek nie było za dużo więc po szybkim prysznicu wybraliśmy się na miasto żeby co nie co zobaczyć, ponieważ kolejnego dnia mieliśmy zaplanowany wyjazd marszrutą (busem) na wyspę Olchon. Poniżej Irkuck i charakterystyczne zapadające się drewniane domy.
 Po noclegu w hostelu oczekiwała na nas marszrutka, którą wyruszyliśmy na wyspę Olchon, trasa prowadząca do promu była do zniesienia, lecz po opuszczeniu promu skończył się asfalt i jakakolwiek inna nawierzchnia też nie istniała, więc jechaliśmy jak po polnej drodze :) Czas przejazdu to około 8 godzin, ale trasa była bardzo spektakularna w przepiękne widoki więc bardzo miło wspominam tą podróż.


 Po dotarciu do miejscowości Chudzir zameldowaliśmy się w turbazie, oraz zerezerwowaliśmy na następny dzień całodniową wycieczkę busem dookoła Bajkału,następnie zaczęliśmy zwiedzać urokliwe zakątki wioski. Wioska w której mieszkaliśmy jest największą na wyspie. Stalin kazał ją wybudować ze względu na znajdująca się przy brzegu jeziora świętą skałę Szamankę. Pierwsze wrażenie było niesamowite, pełen "luz" krowy, psy inne zwierzęta chodzą sobie po całej wiosce nikomu nie przeszkadzając, co jakiś czas przemykał gdzieś pojedynczy samochód lub motor, generalnie pełen luz i spokój. Przed snem zatrzymaliśmy się w miejscowej małej restauracji, w której można było skosztować za 3 zł przepysznej bajkalskiej ryby czyli słynnego Omuła oraz popić go rosyjskim piwem:)



  Następnego dnia wyjechaliśmy o świcie busem w kierunku przylądka Choboj. Po drodze przejeżdżaliśmy przez stare łagry oraz zatrzymywaliśmy się w najbardziej ciekawych miejscach. Cała trasa była niesamowita, nie było można zmrużyć oczu, aby czegoś nie przegapić. Na Choboju zrobiliśmy godzinny postój, podczas którego kierowca przygotował nam zupę rybną z omuła gotowaną na ogniu. Poniżej fotki z przejazdu w małym opisem.
 Łagry


 Święta skała, przy której spotykały się szamańskie pary w celu ustalenia płci dziecka jeżeli chcieli mieć  dziwczynkę to wybierali prawą stronę skały jak chłopaka to lewą
 Droga przez las z przepiękną otaczającą dookoła nas przyrodą 
 Przylądek Choboj w języku buriackim oznacza "kieł"
  U góry nasza marszruta, poniżej kierowca po przygotowaniu dla nas zupy rybnej gotuje wodę na herbatę

 Pod koniec dnia poznaliśmy parę podróżników z Warszawy którzy tak jak my podróżowali z Moskwy koleją transsyberyjską, lecz w odróżnieniu od nas kończą swoją podróż nad Bajkałem. I znowu wieczorna integracja tym razem z rodakami.
  Następnego dnia wybraliśmy się w rejs statkiem po jeziorze oraz odwiedziliśmy największą wyspę na małym morzu o nazwie Ogoj Wyspa do 2005 roku była znana tylko uczonym i wędkarzom odwiedzających ją latem, dopóki nie wybudowano na niej buddyjskiej stupy.


 
   Po powrocie z rejsu po Bajkale załatwiliśmy sobie na następny dzień transport do Irkucka  odczuwaliśmy lekkie zmęczenie, więc resztę dnia przeznaczyliśmy na sen.
  Kolejnego dnia miesiliśmy zamówioną popołudniową marszrutkę do Irkucka, lecz z rana korzystając z okazji pobliskiej wypożyczalni rowerów przez dwie godziny jeździliśmy po okolicach wioski. Pobyt na Olchonie nie mógł być kompletny bez wizyty w tradycyjnej rosyjskiej bani oraz kąpieli w Bajkale. Więc po rowerku weszliśmy do Bani (sauna) a następnie szybko pobiegliśmy wykąpać się w Bajkale, trochę głupi to był pomysł temperatura wody to zwykle 4 stopnie ale...się przeżyło :) I trzeba było pożegnać się z wyspą Olchon, która zrobiła na mnie niesamowite wrażenie, lecz co dobre szybko się kończy. Po 8 godzinach jazdy do Irkucka i zakwaterowaniu się na nocleg w hostelu, zrobiliśmy zakupy na dalszą podróż pociągiem w kierunku Władywostoku.


   Rano opuściliśmy hostel i udaliśmy się na dworzec kolejowy. I kolejne 4 tysiące kilometrów przed nami na początku jechaliśmy wzdłuż południowej części Bajkału, więc widoki były nadal spektakularne. Trasa wiodła przez stacje Sludianka, na której można było się przesiąść w pociąg wokół bajakału tzw kolej Krugobajkalska. Strasznie żałuje, że nie zaliczyłem tego szlaku, ale nad Bajkał na pewno wrócę i sobie drugi raz tej przyjemności nie odpuszczę :)


 Po drodze pociąg zatrzymywał się na większych stacjach w celu uzupełnienie wody w wagonach i innych sprawach technicznych. Postoje zwykle trwały od 30 do 60 minut na stacji sprzedawane byłe słynne pierożki od babiczek, oraz inne artykuły spożywcze :)







 Podczas podróży przekroczyliśmy 8 stref czasowych, które jakoś nie specjalnie odczułem  a w pociągu czy na stacjach kolejowych był podawany czas moskiewski.W ostatni dzień w pociągu ciężko było się rozstać z klimatem panującym wewnątrz plackarty przed wjazdem na peron dworca ludzie się ze sobą żegnają jak ze swoją rodziną. I tak po 144 godzinach jazdy, podczas których przemierzyliśmy 9288,8 km stalowego szlaku dotarliśmy do Władywostoku. Na stacji szybko zrobiliśmy kilka fotek i udaliśmy się w celu szukania noclgu.







 Po kilku godzinach znaleźliśmy nocleg i po ogarnięciu się rozpoczęliśmy zwiedzanie Władywostku najważniejszego rosyjskiego miasta portowego. Do 1991 roku miasto było zamknięte dla cudzoziemców. Podczas zwiedzania miasta zaliczyliśmy muzeum słynnego okrętu wojskowego S-56 tajemnicze podziemia Władywostoku, muzeum wojskowe oraz wjechaliśmy kolejką liniowo-terenową na wzgórze, gdzie można podziwiać panoramę miasta. My mieliśmy kiepską pogodę, więc za wiele nie zobaczyliśmy.
















 Osobiście duże miasta mnie mało interesują ( szczególnie typu PRL ),więc Władywostok nie wywarł na mnie jakiegoś specjalnego wrażenia. Spędziliśmy tam trzy dni i uważam, że ten czas można było poświęcić na dłuższy pobyt nad Bajkałem, ale co tam...Ostatniego dnia mieliśmy ładną pogodę, więc kupiliśmy moje ulubione rosyjskie piwo Stary Mielnik i poszliśmy się pożegnać nad brzegiem Morza Japońskiego przy Włdywostockiej latarni. Siedząc na murku wpatrując się w morze, wspominaliśmy naszą wycieczkę, wszyscy mieliśmy pozytywne wspomnienia, które na pewno zapamiętamy do końca życia. Ciężko nam było opuszczać Władywostok ze względu na to, że jesteśmy już tam blisko Japonii czy Chin, a następnego dnia czekał już na nas do Polski...i tak cała trasę, którą przejechaliśmy w 144 godziny przelecieliśmy w 9 godzin :) Po powrocie do kraju ciężko było mi uwierzyć, że naprawdę tam byłem i przeżyłem wymarzoną kolejową podróż, najdłuższym szlakiem kolejowym świata :)


  Ten wyjazd spowodował, że  zapragnąłem odbyć kolejną podróż najszybciej jak to możliwe, zaczęło mnie ciągnąć w świat więc po kolei trannsyberyjskiej wymyśliłem sobie kolej transtybetańską :)





1 komentarz: