O mnie

Miłośnik wycieczek kolejowych oraz komunikacji miejskiej, który w wolnym czasie podziwia świat zza okna pociągu.

piątek, 3 lipca 2015

UZBEKISTAN

OGÓLNIE :
 Państwo, w którym przeważają monotonne meczety i ciągnące się w nieskończoność pustynie. Idealny dla ludzi, którzy są miłośnikami wschodniej kultury oraz stepów. Lub dla takich którzy chcą się po prostu wynudzić, w najnudniejszym kraju w jakim się do tej pory znalazłem. Uważam,że osiem dni wystarczy, aby zobaczyć najważniejsze miejsca i resztę czasu przeznaczyć na odwiedzenie sąsiednich krajów.  
WIZA: 
 Od 1 lutego 2019 został zniesiony obowiązek posiadania wizy, więc wystarczy tylko paszport.
WALUTA:
 Som lub Sum przy założeniu 1$=3.71zł pieniądze można wymienić po oficjalnym kursie 100$=275000som lub po nieoficjalnym, czyli na bazarze lub u taksówkarzy 100$=420000som
CENY:
 Wbrew pozorom nie jest to takie tanie państwo jak może się wydawać. Ceny są o jakieś 5% niższe niż w Polsce, jedynie papierosy i alkohol jest tańszy.
 Noclegi w miarę normalnych warunkach można znaleźć od 8$ do 15$ i drożej.
 Dobry obiad można zjeść w cenie 6000 a 9000som np. 
 -LANGMAN od 7000 do 9000som 
 -PŁOW    od 6000 do 8000som
 -PIELMIENI 6000som 
 -SZASZŁYK - w zależności od wielkości od 3500 do 8000som
Generalnie nie ma w czym wybierać i trzeba pamiętać, że ceny mogą się różnić w zależności od humoru sprzedawcy.
PRZEPISY:
 W Uzbekistanie panuję bezwzględny zakaz fotografowania i filmowania obiektów kolejowych, przemysłowych, mostów,dworców, lotnisk itp. Przyłapani na robieniu zdjęć w miejscach j.w kończyło się moim przypadku upomnieniem i usunięciem zdjęcia, lecz zawsze mogło zakończyć się inaczej.

RELACJA:
  Taszkient stolica Uzbekistanu, do której przylecieliśmy około 3 rano. Na lotniku panowała totalny rozpierdziel. Jedni biegali od taśmy do taśmy w poszukiwaniu swojego bagażu,inni wypełniali w pośpiechu karteczki meldunkowe, jeszcze inny mieli wszytko gdzieś i palili papieroska przy toalecie, a do tego wszystkiego dochodziła potworna duchota. Mimo to odnaleźliśmy swój bagaż i tak samo jak inny wypełniliśmy karteczkę i opuściliśmy hale lotniska. Po wyjściu od razu można było na chwilę odetchnąć do czasu gdy nie zauważył nas taksówkarz, który przeszedł bez problemu posterunek policji znajdujący się przy płocie oddzielającym lotnisko, z zapytaniem Taxi??? Nasz plan był taki żeby zaczekać na pierwszy autobus i dojechać do centrum, ale nasz nowy kolega zaoferował, nam dobry i tani hotel i powiedział, że zawiezie nas za 5$,więc skorzystaliśmy. Po około 10 minutach dotarliśmy do hotelu Mehmonxona. Nawet znośny hotel z prysznicem na korytarzu w cenie 12$ za osobę.
Dworzec kolejowy otoczony piękną zielenią 
 Centrum komunikacyjne przy dworcu kolejowym
 Gorąc jaki panował w pokoju nie pozwolił na dłuższy sen. Około południa zabraliśmy paszporty, oraz nasze meldunki i ruszyliśmy na miasto. Oczywiście na dzień dobry obraliśmy kierunek na dworzec kolejowy. Na początku spróbowaliśmy dotrzeć spacerkiem, lecz po godzinie marszu daliśmy sobie spokój i podjechaliśmy autobusem. Przy dworcu mieści się główny węzeł komunikacyjny, z którego odjeżdżają tramwaje oraz autobusy(bilet kupuje się w środku 500som), naprzeciwko głównego wejścia do dworca, znajduje się stacja metra. Dworzec kolejowy otoczony był płotem, pilnowany przez policjantów oraz wojskowych. Kupiliśmy bilety do Buchary (50000som) i odwiedziliśmy pobliskie muzeum kolei. Wstęp do muzeum kosztował 2000 som, na miejscu kilka lokomotyw oraz wagonów produkcji radzieckiej. Na terenie muzeum znajdowała się również nieczynna kolej wąskotorowa, która woziła pasażerów z jednego końca na drugi.
 Brama wejściowa muzeum kolei 








 Następnie poszliśmy na stacje metra, gdzie przed wejściem na peron przeszliśmy przez bramki oraz kontrole policjantów, którzy sprawdzali wyrywkowo dokumenty. Wysiedliśmy na stacji Chorsu, z której nie daleko było do dwóch głównych atrakcji Taszkientu, jedna to kompleks Hast-Imam i druga oddalona około 3km  Medresa Kukeldasz. Żeby tam dotrzeć przebiliśmy się przez ogromny bazar, który zaczyna się tuż przy wyjściu z metra. Po zwiedzeniu owych zabytków zakończyliśmy gorący dzień. 
Stacja metra Chorsu. Idąc na wprost dochodzi się do Medresa Kukeldasz a w przeciwnym kierunku do kompleksu Hast-Imam
 Bazar przy stacji Chorsu

 Rowerowy na bazarze 
Cukier sprzedawany w różnej postaci 
Restauracje na bazarze 
 Medres Kukeldasz
 Wnętrze Medresa Kukeldasz
 Kompleks Hast-Imam
 Ostatni dzień w stolicy Uzbekistanie również był gorący, termometr pokazywał  35 stopni w cieniu. Lejący się żar z nieba nie przeszkodził nam w poszukiwaniu kolejki wąskotorowej w jednym z parków rozrywki. Nie było to łatwe zadanie, tym bardziej, że nikt nie potrafił nam wskazać właściwej drogi. W końcu około godziny 16 dotarliśmy na miejsce. Ogromny park znajduję się przy ulicy Furqat, blisko stacji metra Bunyodkor. Według naszego przewodnika kolejka powinna kursować do 18. Zachodzimy na miejsce a tu lipa. Brama zamknięta, zero ludzi. Obeszliśmy stację, żeby dostać się do środka. Na miejscu zastaliśmy kobietę, która powiedziała, żebyśmy przyszli jutro, bo dzisiaj nie ma ludzi, a żeby pociąg odjechał musi się zebrać przynajmniej 15 osób, koszt przejazdu 1500som/osoba. Porobiliśmy kilka fotek, przeszliśmy się po parku, w którym odbywały się liczne śluby i wkurzeni wróciliśmy do hotelu. Był to nasz ostatni dzień w Taszkiencie.
 Brama przed wejściem do parku rozrywki przy ulicy Furqat
 Miejsce ślubów

 Kolej parkowa 

 Taszkien pożegnaliśmy w deszczowej aurze, która towarzyszyła nam od poranka. Wcześnie spakowaliśmy swoje bagaże i pojechaliśmy z pod hotelu autobusem nr.40 na dworzec kolejowy(autobus zatrzymuje się również przy lotnisku). Pociąg mieliśmy o godzinie 8:30, lecz na miejscu byliśmy godzinie wcześniej, żeby przejść na spokojnie dwie kontrole, paszportów i bagaży. Następnie znaleźliśmy się w nowoczesnym holu dworca, gdzie również roiło się od mundurowych. Na perony przeszliśmy wąskim przejściem podziemnym. Nasz pociąg o nazwie Sharan stał już na stacji, więc od razu zajęliśmy nasze miejscówki.
Składy pociągów kolei w Uzbekistanie są złożone ze zmodernizowanych wagonów produkcji radzieckiej. Pomimo swoich lat są wygodne, a niektóre z nich jak nasz Sharan  wyposażone w klimatyzacje oraz TV.

 Buchara jedno z dwóch najbardziej atrakcyjnych miast Uzbekistanu, do którego dojechaliśmy punktualnie o 15:10. Centrum miasta jest oddalone 10km od dworca, po wyjściu z dworca rusza na nas tłum taksówkarzy. Wybraliśmy jednego z nich i za 10000som dojechaliśmy do centrum, gdzie szukaliśmy "starej chaty". Nasz kierowca za bardzo nie wiedział gdzie jest nasza miejscówka, więc wysadził nas w starym mieście, w którym oprócz zabytkowych budowli znajdują się liczne hotele. W końcu znaleźliśmy nasz nocleg. I faktycznie była to stara, klimatyczna chata prowadzona przez starszego pana, który się wychował w tym domu. Nocleg kosztował nas 10$- pomyślałem trochę sporo, ale trudno trzeba gdzieś spać.
Dworzec kolejowy w Bucharze
 Po rozpakowaniu się rozpoczęliśmy zwiedzanie miasta. Wszędzie było pełno turystów, ale ciężko się temu nie dziwić, zabytki mimo swojego, niemal identycznego stylu były imponujące. Spacerując po mieście zaczepiła nas jeden z mieszkańców, który zaprasza nas do siebie na herbatę. Skorzystaliśmy z propozycji, tym bardziej że słyszeliśmy przed wyjazdem, że często tubylcy zapraszają turystów do swoich domów, tylko nikt nie powiedział w jakim celu :). Mumin, bo tak było jemu na imię, był bardzo sympatyczną osobą. Zaprowadził nas do swojej chaty, w której mieszkał z dwoma córkami. Po chwili jedna z nich przygotowała nam herbatę. Podczas delektowania się trunkiem Mumin opowiadał o swojej rodzinie i wspomniał o jednej z córek, która szyła różnego rodzaju ozdobne obrusy, skarpetki itp. Oczywiście zapytał się nas czy chcemy zobaczyć jej twórczość - trudno było odmówić. Po prezentacji swoich prac padło pytanie, który wyrób się nam najbardziej podoba i  ile kasy byśmy za to dali:) I w tym momencie miał już nas w garści. Ciężko było powiedzieć, że niczego nie chcemy i tak po prostu wyjść. Mumin zadowolony z udanego interesu zaprosił nas na jutrzejszy obiad. Podziękowaliśmy i wyszliśmy na dalsze zwiedzanie miasta. Tak naprawdę to wszytko można obejść w godzinę, więc kręciliśmy się w kółko, zjedliśmy obiad w restauracji za kosmiczną cenę 10000 som(ćwiartkę kurczaka i dwa ziemniaczki), a wieczór spędziliśmy na rozmowach z właścicielem naszej chaty.
Nasz nocleg w starej chacie
  Następnego dnia zaczęliśmy dalsze podziwianie Buchary.Dzisiaj mieliśmy w planie zwiedzenie ogromnej twierdzy Ark oraz miejscowość Chobarkr, w której mieści się zabytkowa nekropolia. Wstęp do Ark kosztował 6000som za osobę, w środku znajdowały się zaledwie cztery otwarte pokoje, w których była przedstawiona historia Buchary. Szybko zwiedziliśmy twierdze i udaliśmy się na pobliski bazar "Kałochozowy". W międzyczasie zgłodniałem, więc się skusiłem na pierożki. Podszedłem do chłopaka, który je sprzedawał z glinianego pieca. Zapytałem po ile za sztukę, ten odpowiedział 2000som, parsknąłem śmiechem i poszedłem dalej, wzdłuż mur, który znajduje się przy bazarze i znalazłem sobie pierożku po 500som.Po drugiej stronie ulicy znajdował się również bazar z różnymi potrawami z rożna. Głównie kurczaki i szaszłyki. Ja skusiłem się jeszcze na płow. Po obiedzie wsiedliśmy do maszrutki, która odjeżdżała z dworca przy bazarze. Za cenę 800som dojechaliśmy do Chobarkr. Ciekawa Nekropolia, w której nie ma tłumów turystów i można odpocząć od zatłoczonej Buchary.
Bazar Kałochozowy
Babeczka przyrządzająca samosy
Buchara


Twierdza Ark
Kolejowe ciekawostki 

Nekropolia Chorbark


 W drodze powrotnej wróciliśmy na bazar Kałochozowy, z którego przeszliśmy pieszo na drugi bazar "Karwon", gdzie chcieliśmy sprawdzić jutrzejszy autobus od mejscowości Urgencz, z której chcieliśmy się dostać do Chiwy. Na miejscu okazało się, że jest autobus tylko odjedzie jak zbierze wszystkich pasażerów czyli nie wiadomo kiedy odjedzie. Na tym bazarze również były szaszłyki oraz piwo, na które się skusiłem (1 piwo 3500som). Oprócz piwa znalazł się także taksówkarz, który zaoferował nam przejazd za 80000som za osobę. Jeszcze mieliśmy trochę czasu żeby poszukać na jutro jakiegoś transportu, więc podziękowaliśmy i wróciliśmy do naszego "hotelu"Wieczorem nie skorzystaliśmy ze spotkania z naszym wczorajszym kolegą, który zapraszał nas na płow i spędziliśmy resztę czasu na podziwianiu Buchary nocą .

 Kolejnego poranka zerwaliśmy się o 7 rano, opuściliśmy naszą "chatę" i ruszyliśmy na łapanie stopa do Chiwy. Zaraz po wyjściu na stare miasto haltuje nas taksówkarz, który zaoferował przejazd za 60000som za osobe do samej Chiwy. Wyjazd miał być o 11, zgodziliśmy się i wolny czas poświęciliśmy na śniadanie na bazarze i kręcenie się po starym mieście. Około południa wyjechaliśmy z Buchary. Do naszej taksówki dołączyła parka turystów z Francji, która tak jak my podróżowała po Uzbekistanie. Trasa prowadziła prze pustynie Kyzył-kum czyli "czerwone piaski".Dla mnie były to zwykłe piaskowe kolory. 
Pustynia Kyzył-kum -czerwone piaski
Chiwa Siedem godzin jazdy przez monotonną pustynie w słońcu topiącym asfalt i dojechaliśmy do Chiwy. Na miejscu czekał już na nas zaprzyjaźniony z naszym taksówkarzem, właściciel hotelu. Cena nocleg miała wynosić 10$ za osobę, na miejscu okazało się 15$ i tutaj już wiedziałem co jest grane, więc zacząłem się z nim kłócić i dzięki temu stanęło na 10$ ze śniadaniem. Wieczorem zjedliśmy kurczaka z rożna za 20000 som i gorący dzień dobiegł końca.
Stare miasto Chiwy otoczone murem obronnym



Mury otaczające stare miasto
Po opuszczeniu zabytkowej części miasta zaczyna się bazar
  Na Chwie mieliśmy przeznaczone dwa dni, które się okazały stratą czasu. Kolejnego dnia zrobiliśmy godzinną rundkę po twierdzy, w której znajdują się wszystkie zabytki i opuściliśmy mury, za którymi znaleźliśmy całkiem inny obraz miasta.Bieda i nędza, zniszczone budynki. Co jakiś czas zaczepiały nas dzieci mówiące "hallo bombom" czyli cukierki. Po obejrzeniu prawdziwego życia Chiwy zrobiliśmy zakupy i spędziliśmy wieczór w mroku twierdzy
 Życie za murami pięknego, starego miasta



 Stare miasto nocą 
  W ostatni dzień już naprawdę nie było co robić. Więc wybraliśmy się na wycieczkę do pobliskiego miasta Urgencz, do którego jeżdżą trolejbusy. Miasto nie różniło się za wiele od wcześniej odwiedzonych. Na miejscu duży bazar, park itp. Przeszliśmy się na dworzec kolejowy i wróciliśmy do Chiwy.
 Trolejbus na przystanku w Chwie. Według naszego taksówkarza, linia powstała po upadku ZSRR, aby dowozić ludzi z byłych kołchozów do pracy w mieście.
 Centrum Urgencza
Dworzec kolejowy Urgencz

Ostatni poranek w Chiwie. Wstaliśmy wypoczęci zarazem wynudzeni monotonnym krajobrazem i ruszyliśmy z naszą już zaprzyjaźnioną parką francuzów, do kolejnej miejscowości Nukus. Po drodze zaliczyliśmy o dwie twierdze, a bardziej o ich ruiny. Nie zapamiętałem nazwy pierwszej, ale mało co z niej zostało, ale za to druga, która nazywała się Toprak Kala była o wiele ciekawsza. 
 Jedna z twierdz, a przy niej odbywa się wydobywanie gliny, formowanej na kształt cegły


Droga w kierunku Nukus 
Nukus w końcu około godziny 17 dojechaliśmy do dzisiejszego celu. Nasz kierowca zawiózł nas pod same drzwi hotelu o nazwie "Nukus". Na miejscu czekała na nas niespodzianka w formie zróżnicowania cen dla tubylców i obcokrajowców. Tutejsi płacili 19000som czyli około 8$, a dla nas była specjalna cena 15$ za osobę. Powiedzieliśmy OK i poszliśmy obejrzeć nasze pokoje. Francuzi od razu z niego wyskoczyli :) Syf kiła i mogiła, jakby od czasu upadku związku radzieckiego nic się nie zmieniło. Zostawiliśmy bagaże przy recepcji i znaleźliśmy w tej samej cenie elegancki hostel (foto). 
 Hotel "Nukus", który trzeba omijać szerokim łukiem

Można tak, albo za te same pieniądze jak poniżej :) 

 Szybko się ogarnęliśmy i pojechaliśmy na dworzec kolejowy, żeby kupić bilety na pociąg do Samarkandy. Bilet sprzedawane były w budce przed stacją. Kolejka jak w przychodni do rejestracji oprócz tego co chwile ktoś się wpierdziela. W końcu po 1,5 godziny udało nam się. Niestety okazało się, że bilety na plackarte się skończyły i zostały tylko na pierwszą klasę za 146 tyś som. Podziękowaliśmy pani kasjerce i wyszliśmy na zewnątrz porozmawiać co dalej zrobić " czy autobus, czy co ??? " Nagle wychodzi facet i się nas pyta dokąd chcemy jechać, więc mówimy, że do Samarkandy lecz nie za taką cenę. Wziął nasze paszporty, poszedł za drzwi, gdzie znajdowały się kasy i znalazł nam miejscówkę w coupe za 94 tyś som-udało się !!! Uradowani wróciliśmy do hostelu, gdzie przy piwku z naszymi francuzami zakończyliśmy dzień.
 Dworzec kolejowy w Nukus
 Do tej miejscowości przyjechaliśmy, żeby odwiedzić miejsce katastrofy ekologicznej wynikłej w czasach, chęci rozpoczęcia produkcji "białego złota".  I tak kolejnego dnia wybraliśmy się na wycieczkę do miasteczka Monyak. W recepcji zapytaliśmy o możliwość dojazdu, lecz babka oznajmiła nam, że tam nic nie jeździ ale może nam wynająć taxi za 90$ za osobę :). Olaliśmy jej propozycję i zaczęliśmy szukać bazaru, z którego według naszego przewodnika powinien odjeżdżać autobus na Monyak.  Bazar znajdował się 5 minut drogi od naszego hostelu, lecz trzeba było dojechać marszrutką nr.45 do dworca autobusowego. Na miejscu jako pierwszy do wyjazdu stał nasz autobus z napisem Monyak. Do odjazdu zostało jeszcze pół godziny, lecz już ledwo co się zmieściliśmy. Autobus w tym kierunku kursuje tylko rano i popołudniu, więc znów się nam udało. Równo o 9 wyjechaliśmy z Nukus. Po trzech godzinach jazdy odbył się tylko jeden postuj w miejscowości Kungrad, gdzie w ten cały tłum władowały się babeczki ze samosami i napojami. Około południa byliśmy na miejscu. 
  Monyak przywitał nas wiatrem z piaskiem. Zapytaliśmy mieszkańców o drogę do największej atrakcji w tym rejonie, odpowiadali, że "niedaleko, około dwóch kilometrów". Cała trasa trwała dobrą godzinę. Przechodząc przez obraz nędzy dotarliśmy do naszego celu WOW. Na miejscu kilka starych łódek na piachu i jeden Japończyk, który przyjechał na miejsce taksówką i zabrał nas ze sobą na przystanek autobusu. O 15 pożegnaliśmy się z Moynak i ruszyliśmy w drogę powrotną do Nukus. Wieczorem zjedliśmy pożegnalną kolację wspólnie z naszymi zagranicznymi podróżnikami

Monyak centrum



Początek morza Aralskiego 
 Rano jeszcze ostatnie uściski i pojechaliśmy na stacje, z której o godzinie 11:11 mieliśmy pociąg do Samarkandy. Przed wjazdem pociągu na stacje na peronie ustawiają się mundurowi, mimo to spróbowałem zrobić filmik z wjazdu naszego składu. Po chwili zaczął na mnie gwizdać jeden z nich, udawałem, że nic nie słyszę, więc w końcu podszedł do mnie i powiedział, że jest zakaz i kazał usunąć filmik. 
  Odjechaliśmy jak zawsze punktualnie. W przedziale jechał z nami starszy facet oraz młody chłopak, chwilę porozmawiałem i zabrałem się za kręcenie filmu z monotonnej jazdy przez pustynie. Za chwile zaczepia mnie jeden z pasażerów i proponuje wódeczkę. Stwierdziłem, że i tak przez 16 godzin jazdy za oknem za wiele się nie zmieni, więc się skusiłem na jednego mocniejszego. Zaprosił mnie do swojego przedziału, gdzie już trwała imprezka. Okazało się, że był to ten sam gościu, który nam załatwił bilety na pociąg,który jak się później okazało pracuje na kolei.Wódeczka przelewana była z butelki do dzbanka od herbaty i pita w filiżankach. Rozmowa się nam dobrze kleiła, więc na jednym się nie skończyło. Impreza przeniosła się do "warsu", w którym zakończyłem swój dzień i wróciłem na swoją miejscówkę.
Wars
Samarkande przywitaliśmy nad ranem o godzinie 3:30, standardowo pojechaliśmy do hotelu taksówką. Kolejnego dnia musiałem odpocząć po pociągu. Picie w skwarze nie było dobrym pomysłem. Na szczęście szybko odzyskałem siły i zebrałem się do zwiedzania miasta. Zacząłem od spokojnego spaceru na dworzec kolejowy po bilety do Termez (25000som).
Dworzec kolejowy w Samarkandzie 
 Następnego dnia mieliśmy ambitniejszy plan, mianowicie chcieliśmy odwiedzić pobliski Shahrisabz. Więc udaliśmy się do centrum miasta w pobliże Registanu. Na miejscu bierzemy taxi za 30000som za osobę i jedziemy. W końcu po 11 dniach podróży mogłem podziwiać górzyste lekko zielone tereny Uzbekistanu. Po przejechaniu przez góry dojechaliśmy na wielki plac budowy, gdzie mieściły się główne atrakcje czyli wielki pomnik Timura oraz niczym się nie różniące, poza wielkością  meczety. Godzinkę się pokręciliśmy i wróciliśmy do Samarkandy. Popołudniu byliśmy na miejscu. Dzisiaj panował straszny skwar termometr w cieniu pokazywał 40 stopni, więc resztę czasu przeleżałem w hotelu.
Droga do  Shahrisabz



Ogromny pomnik Timura
 W ostatni dzień w Uzbekistanie poszliśmy zwiedzać Registan oraz inne meczety madnesy itp. O godzinie 21 obejrzeliśmy spektakl świetlny, podczas którego była omawiana historia Registanu.
Samarkanda Registan 


 Kika minut przed północą odjechaliśmy nocnym pociągiem do Termez. Oczywiście wybraliśmy najtańszą wersje biletu, w której nie należała się pościel, ani materac, czyli taka plackarta bez udogodnień.Poranek powitał nas pięknymi górami, przez które przemierzał nasz pociąg. 
Poranny widok z pociągu do miejscowości Termez 

 Termez do którego dojechaliśmy o 9:35, znajduję się przy granicy z Afganistanem, ale nam dzisiaj zależało na dostaniu się do Tadżykistanu. Standardowo po wyjściu z dworca, biegną do nas taksówkarze, którzy oferują nam przez w cenie 50$ a 100$ :). Wróciliśmy na dworzec, zapytaliśmy o pociąg do granicy, okazało się, że jest tylko jeden o godzinie 18, ale za to kosztuje tylko 5000som. Przedarliśmy się przez tłum naciągaczy i kawałek dalej złapaliśmy taxi na dworzec autobusowy, z którego odjechaliśmy wspólną taksówką za 30000som a osobę i  po trzech godzinach byliśmy do granicy..
Stacja Termez
 Popołudniu dotarliśmy do granicy z Tadżykistanem, przeszliśmy szczegółowe kontrole m.in sprawdzali nam karteczki z meldunkami, z każdego dnia pobytu, oraz zdjęcia w aparacie i komórce. Na szczęście mnie ominęła kontrola fotografii i po przejściu przez dwa Uzbeckie i dwa Tadżycki posterunki, pogranicznik powitał nas hasłem "Welcome in Tadżykistan" O tego momentu zaczęła się nasza prawdziwa przygoda :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz