Wrocław-Kraków-Zagórz
Nowy Rok i nowe układanie planów wyjazdowych. Na pierwszy wyjazd w 2015 roku wybrałem się do Zagórza. Wybrałem to miejsce ze względu na niepewną sytuację związaną z dalszym kursowaniem pociągów na tym szlaku. Kupiłem bilet podróżnika TLK i z powodu braku odpowiedniego połączenia kolejowego z Wrocławia do Krakowa musiałem kupić jeszcze bilet na Polskiego Busa :(. Trochę zniesmaczony jazdą autobusem jakoś się przełamałem i wsiadłem w piątek o 21 do PB, w którym o dziwo nie było tłoczno. Zamknąłem oczy, żeby zaoszczędzić energie na kolejne dni. Po północy dojechałem do Krakowa, miałem trzy godziny do odjazdu mojego pociągu TLK Monciak. Wolny czas wykorzystałem na spacerek po mieście. Minęło kilka lat od kiedy ostatni raz miałem czas na zwiedzanie Krakowa, z tego co pamiętam zapisał się w mojej pamięci jako ciemne miasto. I faktycznie po wyjściu z dworca panuję ciemność, pomyślałem, że nic się nie zmieniło. Idąc dalej w stronę starego miasta, które znajduje się 5 minut od dworca przeszedłem przez Bramę Floriańską, za którą rozpoczyna się nocne życie. Przeważnie można spotkać imprezowiczów oraz co jakiś czas zaczepiające ludzi dziewczyny z parasolkami, które z zapytaniem i uśmiechem "Dzień dobry, dokąd pan idzie" proponują klub ze striptizem. Pokonując kolejne metry doszedłem do rynku, na którym również panowała ciemność, popatrzyłem na wieże kościoła Mariackiego i poszedłem dalej w kierunku Wawelu. Ciekawe jest to, że zaraz po opuszczeniu rynku robi się pusto i cicho. Zrobiłem spokojną rundkę wkoło Wawelu, po której skończyły się atrakcje Krakowa i kierowałem się z powrotem w kierunku dworca. Cały spacerek zajął mi półtorej godziny, drugie tyle zostało. Zastanawiałem się co z tym czasem zrobić, nic nie przychodziło mi ciekawego do głowy jedyne co chodziło mi po myśli to "może pójść na ten striptiz" :) Wróciłem na dworzec i poczekałem na zajebiście niewygodnych plastikowych ławkach umieszczonych wewnątrz. Po godzinie nie wytrzymałem wżynających się w plecy plastików, więc szwędałem się po peronie. Za chwile został zapowiedziany mój pociąg z informacją o 10 minutowym opóźnieniu. Tak czy siak opóźnienie nie uległo zmianie i o 3:20 pojawił się mój TLK Monciak, składający się z 13 wagonów, z czego część jechała do Przemyśla, druga część do Zakopanego i w końcu moja do Zagórza. Zająłem swoją miejscówkę w pierwszej klasie, w której miałem cały przedział dla siebie. Po około 10 minutach odjechaliśmy do kolejnej stacji Kraków Płaszczów, na której odbył się pół godzinny postój, podczas którego zostały odczepione wagony do Zakopanego. Punktualnie o godzinie 4:01 odjechaliśmy z Płaszczowa. Za oknem była jeszcze noc, więc nastawiłem sobie budzik na 7:30 i zdrzemnąłem się w moim ulubiony środku transportu. Planowo o godzinie 7:41 przyjechaliśmy do Rzeszowa w którym, został odczepione wagony do Przemyśla oraz zmieniona lokomotywa z EP 07 na "czeskiego nurka". I tak z 13 wagonów zostały trzy do Zagórza. Na peronach pusto, w pociągu pusto, nawet nikt nie chodzi do toalety, zacząłem się zastanawiać czy ktoś oprócz mnie jeszcze jedzie tym pociągiem. Po wyjeździe w Rzeszowa szlak zaczyna przybierać bajkowy krajobraz Galicji, którego nawet brzydka pogoda nie mogła popsuć. Kolejny dłuższy postój odbył się w Jaśle, w którym zmieniono czoło pociągu. Postój wykorzystałem na porobienie pierwszych zdjęć.
Przed stacją końcową pociąg zatrzymał się na imponującej stacji i moim zdaniem najładniejszej na szlaku tj " Nowy Zagórz" niestety tylko rzuciłem okiem i pojechaliśmy dalej. Punktualnie o godzinie 11:13 dojechałem do Zagórza, oprócz mnie z pociągu wysiadło pięć osób. Pociąg powrotny i jedyny miałem o 17:50,więc spokojnie miałem czas żeby porozglądać się po miejscowości.
Spędziłem w tym miejscu jakąś godzinę i po godzinie 15 zacząłem schodzić w dół w kierunku dworca kolejowego. Na stacji porobiłem kilka fotek, których wcześniejsze wykonanie uniemożliwiał mi stojący przed wejściem do budynku sokista. Słońce zaczęło już zachodzić, zrobiłem jeszcze zakupy na dalszą podróż i wsiadłem do mojego składu.Teraz czekało mnie blisko 12 godzin jazdy do Warszawy. Wyjechałem punktualnie, podczas całej trasy znów miałem przedział sam dla siebie :)
W Warszawie zameldowałem się o czasie tj. 5:10, kolejny pociąg tym razem do Terspola miałem o 7:10. Zjadłem śniadanie w jednym z fast foodów w przejściu podziemnym i czekałem na TLK Podlasie. Pięć minut przed odjazdem podjechał nowy EZT ED 74. Wewnątrz tak jak w każdym innym pesowkim szynobusie tylko tyle, że w tym jest pierwsza klasa. Trasa przebiegał przez mało ciekawe krajobrazy- płaski, wiejski teren i od czasu do czasu przemijał jakiś las. Do Terespola dojechałem o 9:42. Po wyjściu z pociągu zacząłem robić zdjęcia, czyli tak jak zazwyczaj to robię. A tu niespodzianka. Podchodzą do mnie sokiści z zapytaniem "co ja robię " na co odpowiadam, "że zdjęcia pociągów, bo mi się podobają" na to oni " no dobrze, nie ma zakazu robienia zdjęć, ale proszę o dokument tożsamości" Myślę sobie OK, stacja graniczna niech sobie spisują. Pierwszy raz miałem taką przygodę, kilka lat temu,gdy wzięli mnie za graficiarza robiącego zdjęcia swoim artystycznym dziełom umieszczony na taborze.
Był to mój ostatni punkt wycieczki, z którego udałem się na dworzec kolejowy, gdzie czekał na mnie EZT ED 74 odjeżdżający o 13:12 TLK Kujawiak do Piły Głównej. Cała podróż przebiegała bez problemu, z każdą kolejną stacją rosłą frekwencja, w końcu poczułem co to znaczy pierwsza klasa w pesie. O godzinie 15:55 wysiadłem w Warszawie Centralnej, z której 40 minut później odjechałem TLK Baczyński do Wrocławia Głównego. Jadąc samotnie w przedziale miło wspominałem chwile spędzone podczas tego wyjazdu, a w szczególności w Zagórzu, do którego będę musiał zawitać na dłużej. Moja podróż skończyła się punktualnie we Wrocławiu o godzinie 22:37...a mogłaby trwać wiecznie.
Przed stacją końcową pociąg zatrzymał się na imponującej stacji i moim zdaniem najładniejszej na szlaku tj " Nowy Zagórz" niestety tylko rzuciłem okiem i pojechaliśmy dalej. Punktualnie o godzinie 11:13 dojechałem do Zagórza, oprócz mnie z pociągu wysiadło pięć osób. Pociąg powrotny i jedyny miałem o 17:50,więc spokojnie miałem czas żeby porozglądać się po miejscowości.
TLK Monciak na stacji Zagórz
Stacja Zagórz z 1917 roku
Stacja widok od strony ulicy
TKt 48-124
Pogoda zaczęła dopisywać. Po opuszczeniu dworca wychodzi się na główną ulicę, którą kierowałem się do oddalonych o jakieś 2 kilometry ruin Klasztoru Karmelitów Bosych z XVIII wieku. Droga przebiega przez przejazd kolejowy, z którego zdążyłem obserwować manewry "nurka".
Manewry "Nurka"
Po około kilometrze widnieje znak prowadzący do klasztoru. Droga odbija w lewo w mała uliczkę. Znów przeszedłem przez przejazd kolejowy szlaku wiodącego w kierunku Łupkowa. Moja trasa zaczęła się robić coraz bardziej stroma. Wzdłuż drużki do klasztoru została zrobiona droga krzyżowa. Duże rzeźby wykonano z drewna oraz z innych materiałów.
Blok znajdujący się przy dworcu kolejowym z mapą miejscowości
Przejazd kolejowy na szlaku do Łupkowa
Źródełko mocy przy przejeździe kolejowym
Niektóre z rzeźb znajdujących się na drodze krzyżowej, wiodącej do Klasztoru
Po wejściu na górkę ukazał mi się klasztor, który wyglądem przypominał scenę z horroru. Wejście do klasztoru było zamknięte i pewnie otwarte tylko w sezonie. Troszkę się wkurzyłem tym faktem i szukałem sposobu jak tam się dostać. Przeszedłem wzdłuż muru otaczającego budowle i znalazłem przejście/wejście. Od razu się uradowałem i po chwili znalazłem się na terenie klasztoru. Pochodziłem po ruinach, pooglądałem piękne widoki, chwile podumałem i wróciłem tą samą drogą do miasta.
Klasztor Karmelitów Bosych
Widok z bramy głównej
Kolejnym punktem, w którym się chciałem znaleźć była górka wznosząca się nad stacją, na której znajduję się wielki krzyż. Przed tą wyprawą odwiedziłem pizzerie znajdująca się niedaleko stacji, w której zjadałem obiad i dostałem dalsze informacje. Musiałem przejść główną drogą w kierunku skrzyżowania i dalej wiaduktem nad torami, później dojść do zakładu samochodowego, z którego kierowałem się polną drogą w kierunku krzyża. W końcu po około 30 minutach dotarłem:) Miejsce okazało się jednym z piękniejszych jakie widziałem. Spokój, cisza, i widok na piękną dolinę Osławy.Spędziłem w tym miejscu jakąś godzinę i po godzinie 15 zacząłem schodzić w dół w kierunku dworca kolejowego. Na stacji porobiłem kilka fotek, których wcześniejsze wykonanie uniemożliwiał mi stojący przed wejściem do budynku sokista. Słońce zaczęło już zachodzić, zrobiłem jeszcze zakupy na dalszą podróż i wsiadłem do mojego składu.Teraz czekało mnie blisko 12 godzin jazdy do Warszawy. Wyjechałem punktualnie, podczas całej trasy znów miałem przedział sam dla siebie :)
Zagórz-Warszawa-Terespol-Wrocław
W Warszawie zameldowałem się o czasie tj. 5:10, kolejny pociąg tym razem do Terspola miałem o 7:10. Zjadłem śniadanie w jednym z fast foodów w przejściu podziemnym i czekałem na TLK Podlasie. Pięć minut przed odjazdem podjechał nowy EZT ED 74. Wewnątrz tak jak w każdym innym pesowkim szynobusie tylko tyle, że w tym jest pierwsza klasa. Trasa przebiegał przez mało ciekawe krajobrazy- płaski, wiejski teren i od czasu do czasu przemijał jakiś las. Do Terespola dojechałem o 9:42. Po wyjściu z pociągu zacząłem robić zdjęcia, czyli tak jak zazwyczaj to robię. A tu niespodzianka. Podchodzą do mnie sokiści z zapytaniem "co ja robię " na co odpowiadam, "że zdjęcia pociągów, bo mi się podobają" na to oni " no dobrze, nie ma zakazu robienia zdjęć, ale proszę o dokument tożsamości" Myślę sobie OK, stacja graniczna niech sobie spisują. Pierwszy raz miałem taką przygodę, kilka lat temu,gdy wzięli mnie za graficiarza robiącego zdjęcia swoim artystycznym dziełom umieszczony na taborze.
Poranek na stacji w Terespolu
Wnętrze ED 74
Na temat Terespola za wiele nie wiedziałem, tylko tyle, że jest to miejscowość nadgraniczna z Białorusią i znajdują się rosyjskie fortyfikacje. Po wyjściu z dworca znalazłem się na głównej ulicy Terespola ul. Wojska Polskiego, skierowałem się w lewą stronę. Miasto wyglądało na wymarłe, myślałem że to ze względu na to, że jest niedzielny poranek, lecz po chwili z kościoła wyszła cała masa ludzi. Ominąłem to miejsce i poszedłem dalej, po drodze minąłem dwa pomniki oraz ciekawe stare drewniane domy. Na samym końcu drogi doszedłem do cmentarza, na którym jest klimatyczna prawosławna kaplica.
Stare drewniane domy zdobiące jedną z ulic
Pomnik z tablicą upamiętniającą poległych w walkach o niepodległość
Żelazny obelisk wzniesiony na pamiątkę ukończenia pierwszej w Królestwie Polskim drogi bitej Warszawa-Siedlce-Terespol-Brześć
Prawosławna kaplica z 1892 r.
Następnie chciałem odwiedzić wcześniej wspomniane fortyfikacje, tylko znów nie wiedziałem jak tam dotrzeć. Wróciłem do stacji przy której znajdowała się mapka oraz zapytałem tubylca o drogę i ruszyłem. Można było przejść podziemnym przejściem pod dworcem lub dookoła dworca, czyli główną drogą do przejazdu kolejowego, następnie w prawo w kierunku urzędu celnego. Miałem jeszcze wystarczająco dużo czasu, żeby zrobić sobie kółeczko. W końcu doszedłem do tabliczki oznaczającej koniec Terespola, trochę zwątpiłem i zapytałem kolejną osobę, która kazała mi skręcić w lewo z głównej drogi co też poczyniłem. Po chwili już zauważyłem znak z napisem wsi Łobaczew Mały, do której miałem dotrzeć oraz kolejny, który kierował to fortu. I po 30 minutach drogi, w końcu dotarłem. Rosyjskie Forty stanowią zewnętrzną część pierścienia obronnego Twierdzy Brzeskiej, lecz nie spodziewałem się, że to będzie takie wielkie. Ogromne fortyfikacje z XIX wieku otoczone fosą. Jest tylko jedno miejsce, odchodzące od asfaltowej drogi,z którego można się dostać na wyspę. Podszedłem z podziwem do jednego z bunkrów później do kolejnych, do niektórych z nich można było wyjeść oczywiście jeżeli się posiada latarkę. Wszedłem również na górę jednego z fortów, całość wyglądała na ciekawy układ w kształcie podwójnej strzałki- jedna pod drugą. Jedno co mnie wkurzało to syf znajdujący się na ternie, pełno porozbijanych butelek, śmieci itp. ale tak po za tym to zajebisty klimat.
Jedyna droga na forty,po lewej stronie widać pozostałość po moście
Był to mój ostatni punkt wycieczki, z którego udałem się na dworzec kolejowy, gdzie czekał na mnie EZT ED 74 odjeżdżający o 13:12 TLK Kujawiak do Piły Głównej. Cała podróż przebiegała bez problemu, z każdą kolejną stacją rosłą frekwencja, w końcu poczułem co to znaczy pierwsza klasa w pesie. O godzinie 15:55 wysiadłem w Warszawie Centralnej, z której 40 minut później odjechałem TLK Baczyński do Wrocławia Głównego. Jadąc samotnie w przedziale miło wspominałem chwile spędzone podczas tego wyjazdu, a w szczególności w Zagórzu, do którego będę musiał zawitać na dłużej. Moja podróż skończyła się punktualnie we Wrocławiu o godzinie 22:37...a mogłaby trwać wiecznie.
TLK Baczyński na stacji Łódź Kaliska po zamianie czoła
Thanks for such a great article.
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń